Słowa św. Tereski
ponieważ zaś właściwością miłości jest zniżanie się, więc gdyby wszystkie dusze były podobne do dusz świętych doktorów, oświecających Kościół blaskiem swej nauki, wówczas mogłoby się wydawać, że dobry Bóg, zstępując do nich, nie schodzi dość nisko. On jednak stworzył dziecko, które nic nie wie i potrafi tylko słabo kwilić; On stworzył biednego dzikiego człowieka, kierującego się wyłącznie prawem natury, i do ich serc raczy się zniżać; to są właśnie owe polne kwiaty, których prostota zachwyca Go… Zniżając się tak dalece, dobry Bóg okazuje swą nieskończoną wielkość.
Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko do szaleństwa kochać Jezusa... Znikły już dziecinne pragnienia;
Nie pragnę już ani cierpienia, ani śmierci, choć kocham jedno i drugie; tylko miłość mnie pociąga... Długi czas ich pragnęłam; zaznałam cierpienia i zdawało mi się, że dobijam już do niebieskiej przystani; sądziłam zawsze, że mały kwiatek zostanie zerwany w swym pierwszym rozkwicie… Dziś jedyną moją busolą jest zdanie się na Boga. O nic nie potrafię już żarliwie prosić poza tym jednym, by w mojej duszy wypełniła się wola Boża bez przeszkód ze strony stworzeń.
Matko droga! jakże słodka jest droga miłości. To prawda, że można ciężko upaść, można popełniać niewierności, ale miłość, która potrafi wszystko obrócić na swoją korzyść, w mgnieniu oka zniweczy wszystko, co może nie podobać się Jezusowi, pozostawiając na dnie serca jedynie pokorę i głęboki pokój…
Myślałam o duszach, które oddają się na ofiarę Sprawiedliwości Bożej, aby odwrócić kary od innych a ściągnąć je na siebie; ofiara ta wydała mi się wielka i wspaniałomyślna, ale nie miałam najmniejszej ochoty jej złożyć. „Mój Boże! – zawołałam z głębi serca – czyż jedynie Twojej Sprawiedliwości mają się dusze oddawać na ofiarę?… Czyż Twoja Miłość Miłosierna nie potrzebuje ich także?… Jest ona powszechnie zapoznana i odrzucona. Oto serca, którym pragniesz jej udzielić, zwracają się do stworzeń i u nich żebrzą szczęścia i nędznego uczucia, zamiast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć Twą nieskończoną Miłość… Boże mój! czyż ta Miłość wzgardzona ma pozostać w Twym Sercu? Sądzę, że gdybyś znalazł dusze oddające się na całopalne Ofiary Twej Miłości, [Twój ogień] strawiłby je natychmiast; zdaje mi się, że czułbyś się szczęśliwy, nie będąc już więcej zmuszonym tłumić w sobie przypływów nieskończonej czułości… Jeżeli nawet Twoja Sprawiedliwość lubi się udzielać, ona, która rozciąga się tylko na ziemię, o ileż bardziej Twoja Miłość Miłosierna pragnie ogarnąć dusze, skoro Twoje Miłosierdzie wznosi się aż do Nieba… (40) O mój Jezu! niech ja stanę się tą szczęśliwą ofiarą, niech ogień twej Boskiej Miłości strawi złożone Ci całopalenie!…”
Mądrość miłości. O tak! to słowo zabrzmiało słodko w mej duszy: tej mądrości jedynie pragnę. Choć dla niej oddałam wszystkie me bogactwa, sądzę wraz z oblubienicą ze świętych pieśni, że nie dałam nic… (5) Wiem dobrze, że tylko miłość może uczynić nas miłymi Bogu i ta miłość jest jedynym dobrem, o które się ubiegam. Spodobało się Jezusowi wskazać mi jedyną drogę, która wiedzie w sam Boski żar; tą drogą jest zaufanie małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach swego Ojca…
Oto wszystko, czego Jezus żąda od nas; nie potrzebuje On wcale naszych dzieł, lecz jedynie naszej miłości, ponieważ ten sam Bóg, który oświadcza, że jeśliby łaknął, nie potrzebuje wam o tym mówić, nie obawia się żebrać o trochę wody u Samarytanki. On pragnął… Lecz mówiąc: „daj mi pić” (11), Stwórca świata domagał się miłości od swego biednego stworzenia. On pragnął miłości… Ach! czuję to teraz więcej niż kiedykolwiek; Jezus jest spragniony; od zwolenników świata doznaje tylko niewdzięczności i obojętności, a pomiędzy swymi uczniami mało – niestety – znajduje serc, które oddają Mu się bez zastrzeżeń, które rozumieją całą czułość Jego nieskończonej Miłości.
Niezmordowanie czytałam dalej [Kor 13,1nn] i to oto zdanie przyniosło mi ulgę: „Poszukajcie gorliwie DARÓW NAJDOSKONALSZYCH, ale ja wam ukażę drogę przewyższającą wszystko” (20). I Apostoł wyjaśnia, że wszystkie dary, nawet te NAJDOSKONALSZE, są niczym bez MIŁOŚCI… że MIŁOŚĆ (caritas) jest DROGĄ NAJDOSKONALSZĄ, która najpewniej prowadzi do Boga.
Nareszcie znalazłam odpoczynek… Zgłębiając tajemnice Mistycznego Ciała Kościoła, nie rozpoznawałam siebie w żadnym z jego członków, wymienionych przez św. Pawła; a raczej chciałam odnaleźć się we wszystkich… Miłość dała mi klucz do mego powołania. Zrozumiałam, że skoro Kościół jest ciałem złożonym z różnych członków, to nie brak mu najbardziej niezbędnego, najszlachetniejszego ze wszystkich. Zrozumiałam, że Kościół posiada Serce i że to Serce PŁONIE MIŁOŚCIĄ, że jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej… Zrozumiałam, że MIŁOŚĆ ZAMYKA W SOBIE WSZYSTKIE POWOŁANIA, ZE MIŁOŚĆ JEST WSZYSTKIM, OBEJMUJE WSZYSTKIE CZASY I WSZYSTKIE MIEJSCA… JEDNYM SŁOWEM – JEST WIECZNA!…
Zatem, uniesiona szałem radości, zawołałam: O Jezu, Miłości moja… nareszcie znalazłam moje powołanie, MOIM POWOŁANIEM JEST MIŁOŚĆ!…
Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, a to miejsce, mój Boże, Ty sam mi ofiarowałeś… W Sercu Kościoła, mojej Matki, będę Miłością… w ten sposób będę wszystkim i moje marzenie zostanie spełnione!!!…
O Jezu, wiem, że za miłość płaci się tylko miłością (21), szukając więc, znalazłam sposób ukojenia mego serca, oddając Ci Miłość za Miłość.
Nie bogactw i Chwały (nawet Chwały Nieba) pożąda serce małego dziecka… Ono wie, że chwała należy się z prawa Braciom jego: Aniołom i Świętym… Jego chwałą będzie odblask tej, która promieniuje z czoła jego Matki. Ono o jedno tylko prosi: o Miłość… Ono jedno tylko potrafi: kochać Ciebie, o Jezu… Świetne czyny są mu zakazane, nie może głosić Ewangelii, przelewać krwi… mniejsza o to; jego bracia pracują za nie, a ono, małe dziecko, stoi przy tronie Króla i Królowej i kocha za swych braci, którzy walczą… Ale w jaki sposób okaże swą Miłość, skoro Miłości dowodzi się czynami? Otóż dziecię będzie rzucać kwiaty, ich wonią nasyci tron królewski i swym srebrzystym głosem śpiewać będzie pieśń Miłości.
„Najmniejszy akt CZYSTEJ MIŁOŚCI jest dlań bardziej użyteczny, niż wszystkie inne dzieła razem wzięte„ (25).[Św.Jan Od Krzyża]. Ale czy CZYSTA MIŁOŚĆ jest naprawdę w mym sercu!… Czy moje niezmierzone pragnienia nie są tylko marzeniem, szaleństwem?… Jeżeli tak jest, to oświeć mnie, o Jezu, Ty wiesz, że szukam prawdy… Jeżeli pragnienia moje są zuchwałe, zabierz mi je, bo są one dla mnie największym męczeństwem… Mimo to czuję, o Jezu, że jeślibym nawet nie osiągnęła kiedyś tych najwyższych szczytów miłości, do których wzdycham, to już w tym moim męczeństwie, w tym szaleństwie, kosztuję więcej słodyczy niż w wiecznych radościach obczyzny, chyba że cudem odejmiesz mi wspomnienie mych ziemskich nadziei. Pozwól mi więc podczas mego wygnania cieszyć się rozkoszami Miłości… Pozwól mi zakosztować słodkich goryczy mego męczeństwa…
…jedyna łaska, której pragną – to umrzeć z miłości.
Ty wiesz, mój Boże, że zawsze moim pragnieniem było Ciebie jedynie miłować, że innej chwały nie szukam. Miłość Twoja uprzedziła mnie od dzieciństwa, wzrastała wraz ze mną, a teraz jest przepaścią, której głębokości zmierzyć nie zdołam. Miłość przyciąga miłość, toteż, mój Jezu, moja wzlatuje ku Tobie; chciałaby wypełnić przepaść, która ją przyciąga, ale niestety! nie jest to nawet kropla rosy zagubiona w oceanie!… By kochać Ciebie tak, jak Ty mnie miłujesz, trzeba mi zapożyczyć Twojej własnej miłości;
oto moja modlitwa: proszę Jezusa, by mnie pociągnął w płomienie swej miłości; aby mnie tak ściśle zjednoczył ze Sobą, by On sam żył i działał we mnie.
Oto wszystko, czego Jezus żąda od nas; nie potrzebuje On wcale naszych dzieł, lecz jedynie naszej miłości, ponieważ ten sam Bóg, który oświadcza, że jeśliby łaknął, nie potrzebuje wam o tym mówić, nie obawia się żebrać o trochę wody u Samarytanki. On pragnął… Lecz mówiąc: „daj mi pić” (11), Stwórca świata domagał się miłości od swego biednego stworzenia. On pragnął miłości… Ach! czuję to teraz więcej niż kiedykolwiek; Jezus jest spragniony; od zwolenników świata doznaje tylko niewdzięczności i obojętności, a pomiędzy swymi uczniami mało – niestety – znajduje serc, które oddają Mu się bez zastrzeżeń, które rozumieją całą czułość Jego nieskończonej Miłości.
Pytania do rozważenia:
„Dziś jedyną moją busolą jest zdanie się na Boga. O nic nie potrafię już żarliwie prosić poza tym jednym, by w mojej duszy wypełniła się wola Boża bez przeszkód ze strony stworzeń.” Czy chcesz, aby w Twoim życiu wypełniła się całkowicie wola Jezusa? Jakie widzisz przeszkody dla jej wypełnienia w Tobie?
- Jest ona [Miłość Miłosierna] powszechnie zapoznana i odrzucona. Oto serca, którym pragniesz jej udzielić, zwracają się do stworzeń i u nich żebrzą szczęścia i nędznego uczucia, zamiast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć Twą nieskończoną Miłość… Boże mój! czyż ta Miłość wzgardzona ma pozostać w Twym Sercu? Sądzę, że gdybyś znalazł dusze oddające się na całopalne Ofiary Twej Miłości, [Twój ogień] strawiłby je natychmiast;
W jaki sposób Bóg zaprasza Cię do złożenia ofiary całopalnej ze swojego życia? Czy jesteś gotowy powiedzieć Bogu: „zrób ze mną, co zechcesz”?
3. Jak wygląda Twoja ufność Bogu? Czy rzeczywiście ufasz, że On nad wszystkim czuwa, że nic nie wymyka się z Jego ręki (życie duchowe, pragnienia, powołanie itp.) Przypomnij sobie rozważania u ubóstwie – czy ufasz Bogu w podejściu do pracy 8h, w trosce o dobra materialne, w wychowaniu dzieci. W jakich obszarach działasz na własną rękę?
4. „za miłość płaci się tylko miłością” Jak odpowiadasz Jezusowi na Jego miłość?
Oto prawdziwa tajemnica mego powołania, całego mojego życia, a przede wszystkim tajemnica uprzywilejowania mojej duszy przez Jezusa… On nie wzywa tych, którzy są tego godni, ale tych, których sam chce, albo, jak mówi św. Paweł: – „Bóg lituje się nad tym, nad kim zechce, i miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce się zmiłować. Nie zależy to więc od trudu tego, kto chce, ani kto się ubiega, ale od litującego się Boga” (Rz 9,15 i 16).
Kwiat, który zaczyna opowiadać swoje dzieje, cieszy się, że może mówić o przywilejach darmo otrzymanych od Jezusa, bo wie, że nic w nim nie było takiego, co mogłoby ściągnąć na niego Boskie wejrzenie i że jedynie miłosierdzie Boże sprawiło to wszystko, co jest w nim dobrego…
Mając taką naturę, łatwo stałabym się bardzo niedobrą, a może nawet poszłabym na zatracenie, gdyby mnie nie wychowywali rodzice cnotliwi, albo gdybym była rozpieszczana jak Celina przez Ludwikę (25). Ale Jezus czuwał nad swą małą oblubienicą, aby wszystko wyszło jej na dobre; dozwolił, że wady wcześnie karcone posłużyły jej do postępu w doskonałości.
Razu pewnego dziwiłam się, że Pan Bóg nie udziela równej chwały w Niebie wszystkim wybranym i obawiałam się, że nie wszyscy będą szczęśliwi; wtedy Paulina poleciła mi pójść poszukać dużej „szklanki Tatusia” i postawić ją obok mego maleńkiego naparstka, następnie napełnić oba naczynia wodą, a w końcu zapytała mnie, które z nich jest pełniejsze. Odpowiedziałam, że oba są tak pełne, iż niemożliwością jest nalać w nie więcej wody, ponieważ nie zdołałyby jej w sobie pomieścić. Dzięki mojej drogiej Matce zrozumiałam, że Dobry Bóg daje w Niebie swoim wybranym tyle chwały, ile oni są w stanie znieść, i tak oto ostatni nie będzie miał czego zazdrościć pierwszemu.
O! ja wiem, że Jezus uważał mnie za zbyt słabą, by mnie wystawiać na pokusy; może spłonęłabym doszczętnie w tym zwodniczym świetle, gdyby ono zabłysło przed mymi oczyma… A tymczasem znajduję jedynie gorycz w tym, co dusze mocne napełnia radością i czego muszą się wyrzekać, aby pozostać wiernymi. Nie ma więc żadnej mojej zasługi w tym, że nie oddałam się umiłowaniu stworzeń, ponieważ zabezpieczyło mnie przed tym wielkie miłosierdzie Dobrego Boga!… Zdawałam sobie sprawę, że bez niego byłabym upadła może tak nisko, jak św. Magdalena; a pełne głębi słowa Naszego Pana, skierowane do Szymona, rozbrzmiewają z wielką słodyczą w mojej duszy… Tak, ja wiem, że „ten, któremu mniej odpuszczono, mniej MIŁUJE” (26), ale wiem i to, że Jezus odpuścił mi więcej niż św. Magdalenie, ponieważ odpuścił mi z góry, powstrzymując mnie od upadku.
Otóż ja jestem owym dzieckiem, przedmiotem uprzedzającej miłości Ojca, który zesłał swoje Słowo nie po to, by odkupił sprawiedliwych, ale grzeszników (27). On chce, abym Go kochała za to, że odpuścił mi nie tylko wiele, ale WSZYSTKO. Nie czekał, aż Go ukocham bardziej niż św. Magdalena, lecz chciał, bym ZROZUMIAŁA, że ukochał mnie miłością przedziwnie uprzedzającą, i w zamian kochała Go teraz do szaleństwa.
Trudno wypowiedzieć, ile łez wylałam na grobie mamusi, gdyż zapomniałam zabrać ze sobą bukiet bławatków dla niej zerwanych. I rzeczywiście, wszystko było dla mnie powodem smutku! Teraz jest przeciwnie, ponieważ Dobry Bóg dał mi łaskę, że nic przemijającego nie może mnie przygnębić. Gdy wspominam przeszłość, duszę moją przepełnia wdzięczność na widok łask, jakie otrzymałam z Nieba; zmieniły mnie one nie do poznania…
Jezus powiedział: „Kto ma, temu będzie dane, i nadmiar mieć będzie” (19). Za wierność jednej łasce udzielał mi mnóstwo innych.
’Podziękuj Dobremu Bogu za to, co uczynił dla ciebie, bo gdyby cię był opuścił, zamiast być małym aniołem, stałabyś się małym szatanem.’ Ach! nie było mi trudno w to uwierzyć, czułam, jak byłam słaba i niedoskonała, toteż serce przepełniała mi wdzięczność; [słowa wypowiedziane do Teresy]
Zauważyłam niejednokrotnie, że Jezus nie chce dawać mi nic na zapas; karmi mnie z chwili na chwilę i to pożywieniem zawsze nowym, a ja znajduję je w sobie, nie wiedząc skąd się tam wzięło. Sądzę całkiem po prostu, że to Sam Jezus, ukryty w głębi mego biednego serca, porusza mnie łaską, podsuwając mi to, czego w danej chwili ode mnie oczekuje…
ostatecznie wszystko było smutne i zaprawione goryczą… Mimo to pokój, nieustanny pokój panował na dnie kielicha… Jezus dopuścił, że tego dnia nie mogłam powstrzymać łez, a łzy te nie zostały zrozumiane… Istotnie, znosiłam bez płaczu o wiele cięższe doświadczenia, ale wspomagała mnie wtedy potężna łaska; dwudziestego czwartego zaś przeciwnie, Jezus pozostawił mnie moim własnym siłom, a ja pokazałam, jak one są małe.
Rozumiem i wiem z własnego doświadczenia, „Że królestwo Boże jest w nas” (35). Jezus nie potrzebuje książek ani doktorów, by pouczać dusze; On, Doktor doktorów, naucza bez hałasu słów… (36) Nigdy nie słyszałam Jego głosu, ale czuję, że jest On we mnie w każdej chwili, że mną kieruje i daje mi natchnienia, co powinnam mówić lub czynić. Odkrywam nie znane mi dotąd światła w tym samym momencie, kiedy ich potrzebuję, a dzieje się to najczęściej podczas modlitwy odprawianej w największym opuszczeniu, lub nawet pośród codziennych zajęć.
niemniej tu na ziemi nie jestem w stanie pojąć większego bezmiaru miłości niż ten, jakim spodobało Ci się mnie obdarzyć za darmo, bez żadnej zasługi z mej strony.
Pytania do rozważenia:
- Czy wierzysz w to, że gdyby nie Boża łaska, mógłbyś popełnić, każdy, nawet najbardziej przerażający grzech? Czy z takim nastawieniem patrzysz na innych braci, uznając innych za lepszych od siebie? ( Takie nastawienie jest również wyrazem braterskiej miłości, wtedy możesz w duchu miłości upominać braci, nie bojąc się pokazać im ich słabości, gdyż wiesz, że jesteś większym grzesznikiem niż oni)
- Czy cieszysz się ze swojego obdarowania, okazujesz Bogu wdzięczność za każdą łaskę? Czy się nie porównujesz z innymi, nie zazdrościsz? Bóg chce uczynić Cię dla siebie pojemnością, przygotował dla Ciebie najlepszą drogę – czy, według opisu Tereski, godzisz się być szklanką lub naparstkiem, bylebyś tylko w 100% był pełny Jego łaską.?
- Jak mówisz o swoich darach, o talentach wobec innych – żeby oddać chwałę Bogu czy zaspokoić miłość własną? Czy jesteś pokorny?
- W jaki sposób łaska Cię zmienia? Czy jesteś wierny poszczególnym łaskom? ( „za wierność jednej łasce udzielał mi mnóstwo innych” )
- Czy żyjesz „tu i teraz”?
Muszę Ci wyznać, moja Matko, że po śmierci Mamusi moje usposobienie zmieniło się całkowicie; dotąd żywa nad miarę, skłonna do wynurzeń, stałam się nieśmiała i łagodna, zbyt przewrażliwiona. Wystarczało jedno spojrzenie, a zalewałam się łzami; by mnie zadowolić, trzeba było zupełnie mną się nie zajmować, nie mogłam znieść towarzystwa ludzi obcych, wesołość odzyskiwałam tylko w gronie rodzinnym… A przecież otaczano mnie nieustanną serdecznością najbardziej delikatną. Serce Tatusia, już przedtem tak czułe, wzbogaciło swą miłość w uczucie prawdziwie macierzyńskie… Czyż Ty, moja Matko, wraz z Marią nie byłyście dla mnie najczulszymi, najbardziej bezinteresownymi matkami?… Ach, gdyby dobry Bóg nie udzielił dobroczynnych promieni swojemu kwiatuszkowi nie zdołałby on nigdy zaaklimatyzować się na ziemi, był jeszcze zbyt słaby, by mógł znieść deszcze i burze, potrzebował ciepła, słodkiej rosy i wiosennego wietrzyka. Tych dobrodziejstw nigdy mu nie zabrakło; Jezus pozwalał mu znajdować je nawet pod śniegiem doświadczeń! [charakter Teresy, jej zmienność nastrojów nie przeszkadza ufać Bogu]
Będąc z natury nieśmiałą i delikatną, nie wiedziałam, jak się bronić, i nic nie mówiąc, tylko płakałam; nawet Tobie się nie skarżyłam. Nie posiadałam jednak dostatecznej cnoty, by wznieść się ponad te nędze życia, i moje małe biedne serce cierpiało bardzo..
Zawsze wynalazłam sposób, by wszystkiego dotknąć. [J] W kościele św. Krzyża Jerozolimskiego (w Rzymie) mieliśmy możność uczcić liczne szczątki prawdziwego Krzyża, dwa ciemię i jeden ze świętych gwoździ zamknięty we wspaniałym relikwiarzu wykonanym ze złota, ale Palio nieoszklonym, toteż oddając cześć tej cennej relikwii, znalazłam sposób, by wsunąć swój mały palec w jeden z otworów relikwiarza, dzięki czemu mogłam dotknąć gwoździa, zbroczonego niegdyś krwią Jezusa… Byłam istotnie nazbyt śmiała!… Na szczęście Pan Bóg, który przenika głębie serc wie, że miałam czystą intencję i że za nic w świecie nie chciałabym Jemu się nie podobać; postępowałam z Nim jak dziecko, które wierzy, że mu wszystko wolno i skarby Ojca uważa za swoje.
Doprawdy, jakże daleko mi do świętości; już to jedno jest wystarczającym tego dowodem; zamiast cieszyć się z mojej oschłości, winnam trapić się, że zasypiam (od 7 lat) podczas modlitwy i dziękczynienia – ale się nie smucę!… Sądzę, że małe dzieci podobają się swoim rodzicom zarówno wtedy, kiedy śpią, jak i kiedy nie śpią; myślę też, że lekarze, chcąc zrobić operację, usypiają swoich chorych, i że „Pan widzi naszą słabość i wie, iżeśmy proch” (2)
Mam wrażenie, że Jezus, zstępując do mego serca, jest zadowolony z tak dobrego przyjęcia, a ja dzielę Jego radość… To wszystko nie wyklucza jednak roztargnień i senności, które mnie nawiedzają, ale po skończonym dziękczynieniu, widząc, że je tak źle odprawiłam, postanawiam trwać w nim przez cały dzień. Widzisz więc, moja droga Matko, że daleka jestem od tego, by postępować drogą lęku; zawsze znajdę sposób, aby być szczęśliwą i wyciągnąć korzyść ze swoich nędz… To na pewno podoba się Jezusowi, zdaje się bowiem dodawać mi odwagi na tej drodze.
Mnie obdarzył On swoim nieskończonym Miłosierdziem, w świetle którego rozważam i adoruję wszystkie pozostałe doskonałości Boże. Wszystkie one ukazują mi się opromienione miłością, nawet sama Sprawiedliwość (ona może nawet bardziej niż inne) wydaje ml się przyodziana miłością… Jakaż to słodka radość pomyśleć, że Dobry Bóg jest Sprawiedliwy, to znaczy, że zważa na nasze słabości, że doskonale zna kruchość naszej natury. I czegóż tedy miałabym się lękać? Ach! Bóg tak nieskończenie sprawiedliwy, który z taką dobrocią przebacza dziecku popełnione przezeń winy, czyż nie będzie sprawiedliwy również w stosunku do mnie, która „zawsze jestem z Nim”?..
O! gdyby wszystkie dusze słabe i niedoskonałe czuły to, co czuje najmniejsza z nich wszystkich, dusza twej małej Teresy, ani jedna nie straciłaby nadziei, że zdobędzie szczyt góry miłości, ponieważ Jezus nie żąda wielkich czynów, ale jedynie zdania się na Niego i wdzięczności…
Jestem tylko słabym i nieudolnym dzieckiem, lecz właśnie ta moja słabość ośmiela mnie, by oddać się jako Ofiara Twojej Miłości, o Jezu! Niegdyś Bóg Mocny i Potężny przyjmował tylko ofiary czyste i bez skazy. Dla zadośćuczynienia Sprawiedliwości Bożej trzeba było ofiar doskonałych, lecz prawo lęku ustąpiło prawu Miłości, a Miłość wybrała na ofiarę całopalną mnie, stworzenie słabe i niedoskonałe… Czyż wybór ten nie jest godny Miłości?… Tak, bo aby Miłość była w pełni zaspokojona, musi się zniżyć, zniżyć aż do głębin nicości i tę nicość przemienić w ogień…
A jednak po tych wszystkich karygodnych czynach, zamiast się ukryć w kącie i opłakiwać swą nędzę, umierając z żalu, mały ptaszek zwraca się ku swemu Umiłowanemu Słońcu, nadstawia pod jego dobroczynne promienie swe małe zmoczone skrzydełka i kwiląc jak jaskółka, zwierza się w tym słodkim śpiewie, opowiada szczegóły swych niewierności sądząc, że swą zuchwałą ufnością ujmie sobie i zjedna większą miłość Tego, który nie przyszedł wzywać sprawiedliwych ale grzeszników… (26)
Jezu, ja jestem zbyt mała, by wielkich czynów dokonać… (27), toteż moim szaleństwem jest ufność, że Miłość Twa przyjmie mnie jako ofiarę…
O Jezu! czemuż nie mogę powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewypowiedziana jest łaskawość Twoja… czuję, że gdybyś – co niepodobna – znalazł duszę słabszą i mniejszą niż moja, z radością obsypałbyś ją jeszcze większymi łaskami, gdyby tylko z całkowitą ufnością powierzyła się Twemu nieskończonemu miłosierdziu. O Jezu, czemuż jednak pragnę rozgłaszać tajemnice Twej miłości, wszak Tyś mnie ich nauczył i możesz je innym objawić. Tak, jestem o tym przekonana i dlatego zaklinam Cię, abyś to uczynił, błagam Cię, byś zniżył swe boskie spojrzenie na wiele małych dusz… Błagam Cię, wybierz sobie legion małych ofiar godnych Twej MIŁOŚCI…
ale niczemu już się nie dziwię ani się nie martwię widząc, że jestem samą słabością, przeciwnie, właśnie w niej się chlubię (45) i codziennie spodziewam się odkryć w sobie nowe niedoskonałości. Pamiętając, że miłość zakrywa mnóstwo grzechów (46)
Nie wysuwam się na pierwsze miejsce, ale pozostaję na ostatnim; zamiast występować naprzód z faryzeuszem, powtarzam z ufnością pokorną modlitwę celnika; nade wszystko jednak naśladuję zachowanie się Magdaleny. Jej zadziwiająca a raczej pełna miłości śmiałość, która oczarowała Serce Jezusa, i mnie zachwyca. O taki czuję, że choćby sumienie moje było obciążone wszystkimi możliwymi grzechami, poszłabym z sercem złamanym żalem rzucić się w ramiona Jezusa, ponieważ wiem, jak On kocha marnotrawne dziecko, które powraca do Niego. Jeśli się wznoszę do Boga przez ufność i miłość, to nie dlatego że w swym uprzedzającym miłosierdziu zachował mą duszę od grzechu śmiertelnego (45).
Pytania do rozważenia:
- Czy zachowujesz się wobec Boga jak dziecko? Jak wygląda Twoje dziecięctwo w codzienności?
- Jak w Twoim życiu sprawdzają się słowa Teresy: „daleka jestem od tego, by postępować drogą lęku; zawsze znajdę sposób, aby być szczęśliwą i wyciągnąć korzyść ze swoich nędz…”?
- Jak reagujesz na własną słabość, grzech, niewierność? Jaka jest wtedy Twoja relacja z Bogiem? Czy jesteś pokorny i natychmiast Bogu oddajesz swój grzech?
- Czy dziwisz się swoim słabościom, wadom, niedoskonałościom? Kiedy pojawiają się nowe – jakie uczucia Ci towarzyszą?
- Czy wobec Boga i braci ( w Kościele, we wspólnocie, w świecie) zajmujesz ostatnie miejsce, czy pragniesz je zająć?
Kiedy Leonia sądząc, że jest już za duża na to, by bawić się lalką, przyszła do nas obu z koszyczkiem pełnym sukienek i pięknych gałganków przeznaczonych na uszycie innych; na wierzchu leżała jej lalka. – „Proszę, moje siostrzyczki, zwróciła się do nas, wybierajcie, daję wam to wszystko”. Celina wyciągnąwszy rękę, wzięła kłębek jedwabnych sznurków, który się jej spodobał. Po chwili zastanowienia i ja wyciągnęłam rękę mówiąc: – „Ja wybieram wszystko!” i bez żadnych ceremonii zabrałam cały koszyk. Świadkowie tej sceny uznali to za całkiem słuszne, nawet Celina nie próbowała się skarżyć (zresztą nie brakowało jej zabawek; ojciec chrzestny (34) zasypywał ją podarkami, a Ludwika zawsze znalazła sposób dostarczenia jej wszystkiego, czego tylko pragnęła).
Ten drobny szczegół z mego dzieciństwa jest streszczeniem całego mojego życia; później, kiedy stanął przede mną ideał doskonałości, zdałam sobie sprawę, że aby zostać świętą, trzeba dużo cierpieć, szukać zawsze tego, co najdoskonalsze i zapomnieć o sobie.
Zrozumiałam, że istnieje wiele stopni świętości, a każda dusza posiada swobodę w daniu odpowiedzi na zaproszenie Naszego Pana, może czynić dla Niego mało lub wiele, jednym słowem, ma możność wyboru pomiędzy ofiarami, o które On prosi. Zawołałam więc, jak w dniach mego wczesnego dzieciństwa: „Boże, wybieram wszystko!” Nie chcę być świętą połowicznie, nie lękam się cierpieć dla Ciebie, obawiam się jedynie zachowania własnej woli, zabierz mi ją, bo „wybieram wszystko, czego Ty chcesz!”…
Zrozumiałam, że moja chwała nie ukaże się oczom śmiertelnych, że ona polegać będzie na tym, by stać się wielką Świętą!!!… To pragnienie mogło wydawać się zuchwałym, jeśli się weźmie pod uwagę, jak byłam słaba i niedoskonała i jak jestem nią jeszcze dziś, po siedmiu (4) latach spędzonych w zakonie. Mimo to czuję zawsze tę samą zuchwałą ufność, że stanę się wielką Świętą, ponieważ nie posiadając żadnych zasług, nie liczę na nie, ale ufam Temu, który jest Samą Mocą i Świętością. Zadowalając się mymi słabymi wysiłkami, On sam podniesie mnie aż do Siebie i okrywszy swymi nieskończonymi zasługami uczyni Świętą. Nie przypuszczałam wówczas, że aby dojść do świętości, trzeba wiele cierpieć;
Maria mówiła mi również o niezniszczalnych bogactwach, które łatwo jest codziennie zbierać, o nieszczęściu przechodzenia obok nich bez zadania sobie trudu sięgnięcia po nie ręką; po czym wyjaśniała mi sposób zostania świętą przez wierność w najdrobniejszych rzeczach;
Był to pocałunek miłości; czułam, że jestem kochaną i sama również mówiłam: „Kocham Cię, oddaję się Tobie na zawsze”. Nie było żadnych próśb, zmagań, ofiar; już dawno Jezus i biedna mała Teresa spojrzeli na siebie i zrozumieli się… Tego dnia nie było to już spojrzenie ale zjednoczenie; nie było już dwojga; Teresa znikła jak kropla wody w głębinach oceanu. Pozostał sam Jezus; On był mistrzem, Królem. Czyż Teresa nie prosiła, by zabrał jej wolność, gdyż wolność napawała ją lękiem; czuła się tak słaba, tak nędzna, że pragnęła na zawsze połączyć się z Bożą Mocą!…
jakim to wielkim szczęściem była dla mnie możność poznania naszej Świętej Matki Genowefy… Uważam to za nieocenioną łaskę, toteż Dobry Bóg, który mi ich już tyle udzielił, zechciał również, abym żyła wspólnie ze Świętą, nie taką niedostępną do naśladowania, ale uświęconą cnotami ukrytymi i zwyczajnymi…
Tak, wszystko jest dobre, gdy szuka się tylko woli Jezusa
Lecz zamiast zniechęcać się, mówię sobie: „Dobry Bóg nie dawałby mi pragnień nierealnych, więc pomimo że jestem tak małą, mogę dążyć do świętości. Niepodobna mi stać się wielką, powinnam więc znosić się taką, jaką jestem, ze wszystkimi swymi niedoskonałościami; chcę jednak znaleźć sposób dostania się do Nieba, jakąś małą drogę, bardzo prostą i bardzo krótką, małą drogę zupełnie nową. Żyjemy w wieku wynalazków, nie ma już potrzeby wchodzić na górę po stopniach schodów; u ludzi bogatych z powodzeniem zastępuje je winda. Otóż i ja chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości. Poszukiwałam więc w księgach świętych wytłumaczenia co do owej windy, przedmiotu mych pragnień i przeczytałam te słowa, które wyszły z ust Przedwiecznej Mądrości: Jeżeli kto jest MALUCZKI, niech przyjdzie do mnie (8). Znalazłam więc to, czego szukałam, a chcąc się dowiedzieć, o mój Boże! co uczynisz maluczkiemu, kiedy odpowie na Twe wezwanie, poszukiwałam dalej. I oto co znalazłam: – Jak matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać będę, przy piersiach was poniosę i będę was kołysał na mych kolanach! (9) O! nigdy jeszcze słowa czulsze, o bardziej melodyjnym brzmieniu nie rozweseliły mej duszy; windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! a do tego nie potrzebuję wzrastać.
Ach! jak to dobrze, że chociaż Bóg jeden zna głębiny serc… jakże powierzchowne są sądy stworzeń!… Kiedy widzą duszę obdarzoną większym światłem, natychmiast wnioskują, że są mniej niż ona przez Jezusa miłowane, a zatem nie są powołane do takiej świętości jak ona. [ ŚWIĘTOŚC NIE ZALEŻY OD ŚWIATEŁ!!!]
Podobnie dzieje się w świecie dusz, w tym ogrodzie Jezusa. Spodobało Mu się stworzyć wielkich świętych, których można porównać do Lilii i róż; lecz stworzył także tych najmniejszych, którzy winni się zadowolić, że są stokrotkami i fiołkami, przeznaczonymi, by radować oczy dobrego Boga, gdy je skieruje na ziemię. Doskonałość polega na tym, by czynić Jego wolę, by być tym, czym On nas chce mieć…
Pytania do rozważenia:
- Czy jest w Tobie pragnienie świętości („Dobry Bóg nie dawałby mi pragnień nierealnych, więc pomimo że jestem tak małą, mogę dążyć do świętości”)?
- Jak odpowiadasz na zaproszenie Jezusa do świętości? Jak realizujesz powołanie do świętości. Zastanów się jakie ofiary wybierasz, a jakie odrzucasz („Zrozumiałam, że istnieje wiele stopni świętości, a każda dusza posiada swobodę w daniu odpowiedzi na zaproszenie Naszego Pana, może czynić dla Niego mało lub wiele, jednym słowem, ma możność wyboru pomiędzy ofiarami, o które On prosi. Zawołałam więc, jak w dniach mego wczesnego dzieciństwa: „Boże, wybieram wszystko!” Nie chcę być świętą połowicznie, nie lękam się cierpieć dla Ciebie, obawiam się jedynie zachowania własnej woli, zabierz mi ją, bo „wybieram wszystko, czego Ty chcesz!”…)?
- Jak szukasz i rozeznajesz wolę Bożą? W jaki sposób odróżniasz własne pragnienia od pragnień Boga. Kto towarzyszy Twoim rozeznaniom? Czy rozeznania dotyczące życia duchowego według charyzmatu wspólnoty poddajesz wspólnocie (odpowiedzialnemu, towarzyszowi?
- „Być tym, czym On chce nas mieć” – w jaki sposób to rozpoznajesz?
Ach! Teraz pojmuję, że doskonała miłość bliźniego polega na tym, by znosić błędy innych, nie dziwić się wcale ich słabościom, budować się nawet najdrobniejszymi aktami cnót, które u nich spostrzegamy. Przede wszystkim jednak zrozumiałem, że miłość bliźniego nie powinna pozostawać zamknięta w głębi serca. Nikt, powiedział Jezus, nie zapala pochodni, by ją wsadzić pod korzec, ale stawia ją na świeczniku, aby oświecała WSZYSTKICH, którzy są w domu (35). Zdaje mi się że ta pochodnia wyobraża miłość bliźniego, która winna oświecać, rozweselać, nie tylko moich najdroższych, ale WSZYSTKICH, którzy są w domu, nie wyłączając nikogo.
Matko ukochana, miał rację święty król Dawid, który śpiewał: Jak dobrze, jak słodko mieszkać braciom razem w doskonałej jedności (27). Prawdę tych słów czułam bardzo często, ale taka jedność może zaistnieć na ziemi tylko za cenę ofiary. Nie po to, by żyć razem z mymi siostrami, wstąpiłam do Karmelu, ale dlatego jedynie, aby odpowiedzieć na wezwanie Jezusa. O! słusznie przeczuwałam, że kiedy się nie folguje naturze, wspólne życie z nimi może stać się przyczyną nieustannych cierpień
Ach! Panie, ja wiem, że Ty nie nakazujesz rzeczy niemożliwych, znasz lepiej ode mnie moją słabość, moją niedoskonałość, wiesz dobrze, że nigdy nie mogłabym kochać mych sióstr tak, jak Ty je kochasz, jeżeli Ty sam, o mój Jezu, nie będziesz ich kochał we mnie. Chcąc mi udzielić tej łaski, dałeś przykazanie nowe. O! jakże jest mi ono drogie, ponieważ daje mi pewność, że chcesz kochać we mnie tych wszystkich, których rozkazałeś mi miłować… O tak, czuję to, że kiedy jestem miłosierna, wtedy Jezus sam działa we mnie; im mocniej jestem z Nim zjednoczona, tym bardziej kocham wszystkie moje siostry.
Nie chcąc ulec naturalnej antypatii, jaką odczuwałam, powiedziałam sobie, że miłość bliźniego nie powinna opierać się na uczuciach, ale wyrażać się w czynach; postanowiłam więc postępować wobec tej siostry tak, jak postępowałabym względem najdroższej mi osoby. Za każdym razem, ilekroć ją spotkałam, wstawiałam się za nią do Pana Boga, ofiarując Mu jej cnoty i zasługi. Czułam doskonale, że jest to nader miłe Jezusowi, bo czyż jest artysta, który by nie był zadowolony, gdy chwalą jego dzieła?
Matko moja, od iluż niepokojów chroni nas pełnienie ślubu posłuszeństwa! Jak szczęśliwe są zwykłe zakonnice! Mając za jedyną busolę wolę przełożonych, zawsze są pewne, że znajdują się na prostej drodze, nie lękają się pomyłki, choć czasem zdawać im się może, że przełożeni się mylą. Ale skoro tylko przestaną spoglądać na tę nieomylną busolę, skoro zboczą z wytkniętej drogi pod pretekstem pełnienia woli Boga, który rzekomo nie dość jasno oświeca tych, co przecież zajmują Jego miejsce, natychmiast dusza zaczyna się błąkać po jałowych ścieżkach, gdzie wkrótce zabraknie jej wody łaski. […]Matko moja, zdaję sobie doskonale sprawę, że traktujesz mnie jak duszę słabą, jak rozpieszczone dziecko, dlatego nietrudno mi znosić ciężar posłuszeństwa, ale przypuszczam, w oparciu o to co w głębi odczuwam, że gdybyś nawet zechciała traktować mnie surowo, nie zmieniłoby to mego postępowania, ani nie osłabiło miłości ku Tobie, bo i w tym widziałabym wolę Jezusa, który w ten sposób posługuje się Tobą dla jak największego dobra mojej duszy.
Wówczas zapytałam Cię, czy posłuszeństwo może podwoić moje zasługi. Odpowiedziałaś twierdząco
Bardzo często jesteśmy zmuszeni prosić o rzeczy konieczne, jeśli to jednak czynimy z pokorą, nie przekraczamy przykazania Jezusa, przeciwnie, postępujemy jak ubodzy, którzy wyciągają rękę, aby otrzymać to, co jest im niezbędne; nie dziwią się oni, jeśli ich prośba zostanie odrzucona, bo od nikogo nic się im nie należy.
Oddać płaszcz znaczy to – jak mi się zdaje – wyrzec się do ostatka swych praw, uważać się za sługę, niewolnika innych. Kiedy pozbędziemy się swego płaszcza, wtedy łatwiej jest iść, biec, dlatego Jezus dorzuca: „Jeśli kto przymusi cię, byś szedł z nim tysiąc kroków, idź z nim dwa tysiące” (54). Nie dosyć więc dać każdemu, ktokolwiek mnie prosi (55), trzeba uprzedzić jego pragnienia, dać do zrozumienia, że oddawanie usługi uważa się za obowiązek, za wielki zaszczyt; jeśli zaś zabiorą nam rzecz służącą do naszego użytku, nie powinno się zdradzać żalu, przeciwnie, trzeba okazać szczęście, że nas od tego uwolniono (56). Moja droga Matko, bardzo daleko mi do praktykowania tego, co tak dobrze zrozumiałam, ale już samo pragnienie daje mi pokój.
Matko ukochana, napisałam wczoraj, że dobra ziemskie nie są moją własnością; winno mi łatwo przychodzić nie upominać się nigdy, gdy mi cokolwiek zabierają. Dobra Niebieskie tym bardziej nie należą do mnie, są mi pożyczone przez Dobrego.
Boga i nie mam prawa nawet skarżyć się, gdyby chciał mi je odebrać. Tymczasem dobra pochodzące wprost od Pana Boga, zalety umysłu i serca, myśli głębokie, tworzą bogactwo, do którego przywiązujemy się jak do własnego dobra, którego nikt nie ma prawa tknąć…
Nie gardzę głębokimi myślami, które karmią duszę i łączą ją z Bogiem, ale dawno już zrozumiałam, że nie trzeba na nich zbytnio polegać i zakładać doskonałości na otrzymywaniu wielkiej ilości świateł. Najpiękniejsze myśli są niczym bez uczynków. To prawda, że mogą one być bardzo pożyteczne dla innych, dla tych, którzy okazują Panu Bogu pokorną wdzięczność za to, że pozwala im uczestniczyć w uczcie duszy, którą spodobało Mu się wzbogacić łaskami; jeżeli jednak ta dusza lubuje się w swoich pięknych myślach i zanosi modlitwę faryzeusza, staje się podobna do kogoś, kto umiera z głodu,
Moja Matko, odkąd zrozumiałam, że sama z siebie nie mogę nic uczynić, obowiązek, który na mnie włożyłaś, nie wydaje mi się już tak trudny, zdaję sobie sprawę, że rzeczą konieczną dla mnie jest coraz ściślejsze zjednoczenie z Jezusem, reszta zaś będzie mi przydana w nadmiarze (11). I rzeczywiście, moja ufność nigdy nie doznała zawodu; Dobry Bóg raczył napełniać moją małą dłoń, ilekroć to było potrzebne dla nakarmienia duszy moich sióstr.
Gotowa jestem oddać za nie [siostry] życie, ale moja miłość jest tak czysta, że nawet nie pragnę, by była im znana. Nigdy, za łaską Jezusa, nie ubiegałam się o pozyskanie ich serc dla siebie, rozumiałam, że moją misją jest prowadzić je do Boga i pomóc im zrozumieć, że tu na ziemi, Ty, Matko, jesteś widzialnym Jezusem, którego mają kochać i szanować.
„Dusze ludzkie różnią się między sobą o wiele bardziej niż ludzkie twarze”. Jest istotnie rzeczą niemożliwą postępować z wszystkimi w ten sam sposób. Wobec jednych czuję, że winnam stać się maleńką, nie lękać się samoupokorzenia przez wyznanie własnych walk i porażek. Moje siostrzyczki widząc, że mam te same co one słabości, wyjawiają mi z kolei błędy, które sobie wyrzucają, i cieszą się, że znam je z własnego doświadczenia. Z innymi znów przeciwnie, widzę, że dla ich dobra muszę się uzbroić w wielką stanowczość i nigdy nie cofać tego, co raz powiedziałam. Tutaj uniżenie się byłoby objawem nie pokory, ale słabości.
Matko moja ukochana, wiesz, że nowicjuszkom wszystko jest dozwolone; trzeba, żeby mogły powiedzieć wszystko, co myślą, bez żadnych ograniczeń, tak dobre jak i złe.
Zauważyłam (i jest to zupełnie naturalne), że im któraś z sióstr jest bardziej święta, tym więcej jest kochana; że szuka się sposobności do rozmowy z nią, oddaje się jej przysługi, o które nawet nie prosiła, jednym słowem, dusze zdolne do znoszenia braku względów i delikatności otacza powszechna miłość.
Pytania do rozważenia:
- Czy budujesz się cnotami swoich braci? Czy widząc ich słabości, równolegle widzisz złożone w nich dobro?
- Jakie ofiary podejmujesz dla jedności: w Kościele, rodzinie, wspólnocie, pracy? (Jedność nie oznacza jednomyślności, ale miłość)
- Czy Twoja miłość wyraża się w czynach wobec Boga (modlitwa, reguła, życie Słowem Bożym, sakramenty) i bliźniego (służba, pomoc potrzebującym, dzielenie się dobrami)? Czy spełniłeś wezwania Boga i Twoje postanowienia, które podjąłeś podczas przerabiania formacji o czynnej miłości – co się od tego czasu zmieniło?
- Czy przestrzegasz posłuszeństwa w Kościele i we wspólnocie? Jakie zmiany zaszły w Tobie od czasu rozważania formacji o posłuszeństwie w postulacie?
- W czym widać Twoją miłość własną? W jakich sytuacjach koncentrujesz się na sobie? Kiedy uważasz, ze coś Ci się należy? Jakie postawy przyjmujesz we wspólnocie wobec „niewystarczającej” miłości braci? Czy chcesz, aby Twoja miłość do braci pozostała niezauważona, niedoceniona?
- Czy przywiązujesz się do swoich duchowych doświadczeń, wizji, racji, świateł? Czy poddajesz je w posłuszeństwie Bogu i wspólnocie?
- Czy umożliwiasz braciom wypowiedzenie wszystkiego, co myślą „tak dobrego, jak i złego”. Czy tworzysz przestrzeń słuchania i bezpieczeństwa we wspólnocie (nie odnosisz się do wypowiedzi braci na spotkaniach pokutnych, nie „atakujesz” tych, którzy mówią Ci prawdę)